Krakowiskie Legendy :: Gość w dom Bóg w dom

autorem artykułu jest Joanna Krzeczkowska
Pukał do drzwi możnych chłopów. Do chałup zasobnych i obszernych, lecz nikt nie chciał mu otworzyć. Ot, włóczęga, obcy, pewnie brudny. Przeciąg będzie, błota naniesie. Niech idzie dalej. Do sąsiada. Tam na pewno go przyjmą. Tak myśleli bogaci gospodarza, nie chcąc sobie czynić kłopotu. A zatem nieznajomy przemierzył tak całą wieś i w końcu, nie mając już prawie nadziei, zastukał do ostatniej, dość ubogiej i małej chatki, stojącej na skraju wsi.

Drzwi otwarły się i młody mężczyzna zaprosił serdecznie wędrowca do środka domu. Wskazał miejsce przy kominie. Przeprosił również, że wieczerza nie za suta będzie. Ot, chleb razowy, kilka owoców, rzepa. A i żona synka właśnie powiła, więc czas szczególny w domu. Niemniej z serca gościć pragnie on, jako gospodarz, zdrożonego nieznajomego. Wędrowiec, na wieść o narodzinach syna chciał nawet wyruszyć dalej, by nie przeszkadzać rodzinie, lecz ubogi chłop nawet nie chciał o tym słyszeć. Także nasz gość, znużony wielce ostał w chacie. Posilił się, ogrzał ciepłem od pieca bijącym i usnął szybko.

Rano gospodarz nie pozwolił mu opuścić chaty bez śniadania, a i na drogę dał kawałek chleba. Wędrowiec podziękował gorąco, a pomny wydarzeń ostatniej nocy, zapytał kogo na chrzciny prosić będzie i jakie imię synowi przeznaczył. Na to gospodarz rzekł, że imię to synowi nadać pragnie takie, jakie ma wędrowiec. Skoro i on i syn tej samej nocy w jego zawitali progi. A na chrzciny nie bardzo ma kogo prosić, bo on przecież chłop ubogi, a tu wokół sami majętni gospodarze. Gdzieżby ich śmiał zapraszać. A zatem nasz podróżny zapytał, czy on może być zaproszony i czy gospodarzowi nie będzie wstyd gdy on z żoną jutro przybędzie. Chłop ucieszył się wielce. Rzekł, że nawet konia i wóz pożyczy i pojadą do chrztu jak sam król…

Nazajutrz koło południa wielkie poruszenie we wsi nastąpiło. Główną drogą wojska jadą. Zbroje lśnią, konie stukocą kopytami, falują na wietrze proporce. Cześć rycerstwa otacza zaś dwie pięknie zdobione karety. Cała wieś więc wyległa, by przyglądać się pochodowi. A i pytania od razu się pojawiły. Któż to i z jakiej okazji przybył do nich. Może jakieś nowe opłaty, daniny, a może tylko tędy przejeżdżają, choć to przecież nie po drodze, do głównych traktów daleko

A zdumienie rosło z każdą chwilą, bo cały orszak jechał szybko, nigdzie nie przystając, . Zatrzymał się dopiero przy ubogiej chacie na końcu wsi, chacie najbiedniejszego gospodarza we wsi. I tu wielka niespodzianka, bo z karety wysiadł sam król Kazimierz, później zwany Wielkim. Wraz z małżonką swą? Raz jeszcze dziękując za udzieloną gościnę wzięli nowonarodzonego synka i jego ojca do karety i do chrztu pojechali faktycznie jak królowie.

A przyjęcie na wawelskim wzgórzu, zamku króla się odbyło. Chrześniak króla Polski otrzymał zaiste królewskie podarki. A bogaci gospodarze mocno żałowali, że owej, burzliwej nocy nie gościli króla Kazimierza. I także tego, że odmówili schronienia swojemu władcy.

Joanna Krzeczkowska
____________________________________________________
źródłem inspiracji dla powstania nieniejszego tekstu była lektura

książki Bronisława Heyduka – “Legendy i opowieści o Krakowie”



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *